Obserwatorzy

poniedziałek, 30 września 2013

Najlepsza meseczka oczyszczająca jaką miałam

Dziś kolejny maseczkowy post, w ostatnim pisałam Wam o masce algowej klik która miała za zadanie zarówno oczyszczać jak i nawilżać. Wiele z Was w komentarzach pisało, że szuka maseczki idealnej ale oczyszczającej. I oto jest mój hit w tej dziedzinie:)
Nowoczesna, szybko działająca maseczka. Zapewnia natychmiastowy efekt poprawy wyglądu skóry. Zastosowane składniki aktywne sprawiają, że skutecznie oczyszcza, usuwa nadmiar sebum oraz zapobiega powstawaniu nowych niedoskonałości na skórze. Koi i łagodzi podrażnienia. Dodatkowo maseczka wzbogacona została w wyciąg z bergamotki, który tonizuje, nawilża i pobudza skórę do regeneracji. Efektem zabiegu jest odświeżona, pełna naturalnego blasku skóra. Pory zostają doskonale oczyszczone, a skóra odpowiednio przygotowana do przyjęcia nowych cennych składników.
W zwykłej maseczkowej saszetce znajduje się 7 ml maseczki. Ta zawartość spokojnie wystarczyła by nam na dwa razy, jednak ja nie lubię tak dzielić i zostawiać ją na kolejny raz, wiem bardzo mało ekonomiczne:) Ja nakładam ją na raz. Ma lekko zielonkawy kolor i przyjemny lekko cytrusowy zapach. Ma gęstą konsystencje, ale z łatwością rozprowadza się na skórze. Tak jak zaleca producent trzymam ją około 20 minut i zmywam. Dzięki temu, że nakładam grubą warstwę maska nie zastyga mi na twarzy i bardzo łatwo się zmywa. Działa genialnie! Skóra jest niesamowicie oczyszczona, zmatowiona i bardzo przyjemna w dotyku, a dodatku gładka i miękka. Nie podrażnia i nie mam po niej uczucia ściągnięcia.
No ale żeby nie było, aż tak kolorowo to już na 3 miejscu w składzie mamy "alcohol denat". Mimo to jestem z tej maseczki bardzo zadowolona, działa rewelacyjnie i kosztuje około 2 złotych. Ja ją bardzo polecam!
A Wy co o niej sądzicie? Jakie są Wasze ulubione maseczki oczyszczające?

środa, 25 września 2013

Enzymatyczny peeling do stóp

FlosLek bardzo długo kojarzył mi się tylko z żelami pod oczy, które zbierają sporo pozytywnych opinii. Teraz już wiem, że ta firma ma bardzo szeroki asortyment, kremy, masła do ciała, peelingi i wiele innych. Dziś będzie post o peelingu enzymatycznym do stóp. Same wiecie, że lubię mocne i porządne zdzieraki i póki co nie trafiłam jeszcze na peeling do stóp z którego bym była zadowolona w 100%.
Polecany do profilaktycznego stosowania dla każdego rodzaju skóry stóp, szczególnie dla osób u których skóra wykazuje skłonność do nadmiernego rogowacenia naskórka, jest sucha z objawami nadmiernego złuszczania.
Przygotowuje skórę do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych.
Może być stosowany również do pielęgnacji skóry łokci.
Peeling działa dwustopniowo - dzięki zawartości enzymów ulega rozluźnieniu cement międzykomórkowy - ułatwia to usuwanie martwego naskórka. Dodatkowo drobinki polietylenu mechanicznie usuwają zrogowaciały naskórek.
Systematycznie stosowany wyraźnie zmiękcza skórę, usuwa zrogowaciały naskórek, zmniejsza szorstkość. Skóra staje się gładka, miękka, przyjemna w dotyku.
Rzadko sięgam po peelingi enzymatyczne, znacznie częściej wybieram mechaniczne. Peeling zamknięty jest w małej 75 ml miękkiej tubce, ale jest zaskakująco wydajny. Ma konsystencję żelu z dużą ilością małych drobinek. Musicie mi uwierzyć na słowo, bo te drobinki za nic nie chciały dać się sfotografować. Zapach jest niewyczuwalny, bardzo neutralny. Co do działania to ładnie peelinguje, stopy po nim są wygładzone i miękkie, jednak musimy pamiętać, że z bardzo problematycznymi stopami, czy też pękającymi sobie wcale nie poradzi. Wszystkie kremy po tym peelingu wchłaniają się świetnie, w bardzo szybkim tempie.
Tak jak już wspomniałam jest niesamowicie wydajny. Jestem z jego działania zadowolona, jednak nie na tyle żeby mnie zachwycił. To po prostu dobry peeling do stóp, jednak ideału będę szukała dalej.
A co Wy o nim myślicie? Jaki peeling do stóp polecacie?

sobota, 21 września 2013

Niezbędnik każdej damskiej torebki...

... i nie tylko. Dziś będzie znów o czymś małym, bardzo niepozornym, ale w przeciwieństwie do peelingu do ust który dla jednych jest zbędny, a dla innych nie. Myślę, że to cudo dopiero przeżywa rozkwit i swoje 5 minut, bo wcześniej o tego typu produktach słyszało się bardzo rzadko.
  Antybakteryjny żel do mycia rąk eliminuje bakterie bez użycia wody. Wzbogacony w wyciąg z aloesu i prowitaminę B5 zapobiega nadmiernemu wysuszaniu skóry rąk, pielęgnuje ją , odżywia i chroni.
Skład: Alcohol Denat., Aqua, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf, Triclosan, Parfum, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine.
Żel zamknięty jest w przezroczystej buteleczce, jest malutki ma 50 ml. Więc nie zaciąży w naszej torebce, można go zabrać wszędzie, a nawet schować w kieszeni kurtki. Zamknięcie na tego typu produkt jest idealne na "klik", przez co mamy po pierwsze wygodę użycia. A po drugie mamy pewność, że nie otworzy się nieproszony i nie narobi bałaganu. W zapachu wyczuwalny jest alkohol, ale na samym początku aplikacji, później na dłoniach utrzymuje się zapach aloesu.
Świetnie oczyszcza, odkaża i dezynfekuje. Jest mega wydajny, jego nie wielka ilość wystarcza na całe dłonie. Co najważniejsze nie wysusza i nie pozostawia lepkiej warstwy. Kosztuje około 3 złotych. Spełnia wszystkie obietnice, radzi sobie doskonale, a co najważniejsze jest bardzo wydajny i kosztuje nie wiele. Po prostu ideał:)
A Wy co myślicie o takich niezbędnikach? A Wy macie go w swojej torebce? Jakie polecacie?

wtorek, 17 września 2013

Zbędny czy niezbędny gadżet?

Dziś post o produkcie który ma chyba tyle samo zwolenniczek co i przeciwniczek. Opinie o nim są bardzo podzielone, nazywany jest gadżetem i bajerem. Chodzi tu o peeling do ust...no bo skoro są peelingi do ciała, dłoni, stóp, twarzy to i do ust też znajdziemy. Z tego co kojarzę ma w swoim asortymencie taki peeling nie wiele firm, a do najpopularniejszych należą Lush i PAT&RUB.
Piling do ust pomarańczowy to kosmetyk naturalny, który delikatnie złuszcza skórę ust, a następnie nawilża ją i wygładza.
Piling jest kompozycją zdrowego cukru z brzozy oraz olejów i maseł roślinnych.
Zawiera ksylitol – cukier z brzozy o działaniu przeciwpróchniczym.
Kolor nadaje masło pomarańczowe i olej anatto. Aromat pilingu pochodzi od olejku pomarańczowego.
Kosmetyk błyskawicznie wygładza i odżywia usta.
Muszę przyznać, że póki go nie miałam był dla mnie tylko zbędnym gadżetem za wysoką cenę. Peeling jest w 100% naturalny, pachnie nieziemsko! Soczyste pomarańcze, prosto z wygodnego słoiczka, z którego bez problemu peeling wydobędziemy. Samo opakowanie jest funkcjonalne i bardzo estetyczne. Za peelingowanie naszych ust odpowiedzialny jest cukier brzozowy który dodatkowo ma działanie przeciw próchnicze. Po wypeelingowaniu możemy go po prostu bezkarnie zlizać z ust. Usta są po nim niesamowicie gładkie, żadnych suchych skórek! Działa po prostu genialne, a po takim peelingu każda pomadka będzie się świetnie prezentować na naszych ustach. Kolejnym plusem jest świetna wydajność, używam go już ponad 3 miesiące i ubytek jest minimalny. Przy czym konsystencja pozostaje taka sama.
Wiem, że można sobie zrobić samemu taki domowy, własnoręcznie zrobiony peeling, który też będzie miał świetne działanie. Ja jednak jestem leniem i lubię gotowce! Cena jest wysoka, jak na taki mały słoiczek 40 złotych to dużo, jednak jeśli zwrócimy uwagę na jego ogromną wydajność, to cena jest do przełknięcia. Na pewno kupię go ponownie jeśli tylko dobiję do dna.
Skład: Xylitol, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Wax, Tocopherol (mixed), Beta-Sitosterol, Squalene, Bixa Orellana Seed Oil, Citrus Grandis (Grapefruit) Peel Oil, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Peel Oil, Limonene, Linalool, Citral, Glycine Soja (Soybean) Seed Oil.
A jakie jest Wasze zdanie, co o nim sądzicie? A może macie jakiś sprawdzony przepis na taki domowy peeling?

piątek, 13 września 2013

Relaks z maseczką: Maska algowa do twarzy - nawilżanie i oczyszczanie

Dziś mam dla Was coś z zakresu pielęgnacji twarzy, mam Wam do pokazania maseczkę z BingoSpa. Jeśli chodzi o kosmetyki z BingoSpa generalnie lubię je i ciągle żałuję, że nie są dostępne stacjonarnie w drogeriach. Maska algowa do twarzy - nawilżanie i oczyszczanie dostępna jest tutaj
Nawilżanie jest jednym z podstawowych etapów każdej odmładzającej kuracji kosmetycznej. Woda jest najważniejszym składnikiem tkanek i jest szczególnie istotna dla zachowania dobrej kondycji skóry. Bardzo dobrze rozprowadza się na twarzy,ma doskonalą konsystencje i przyjemny zapach.Skóra już po pierwszym zastosowaniu staje się delikatna,elastyczna i odpowiednio nawilżona.
Zdrowa skóra zawiera ok. 70% wody w najgłębszych warstwach skóry właściwej i 13% w powłoce zewnętrznej warstwy rogowej.
Wykorzystanie substancji aktywnych zawierających aminokwasy, cukry i niektóre minerały, pomaga zachować właściwy poziom nawilżenia powierzchniowego i tym samym dostarcza niezbędnych substancji dla przywrócenia równowagi wodnej oraz dla utworzenia filmu ochronnego na skórze.
Sole mineralne a szczególnie jod, stymulują ogólny metabolizm i powoduja wzrost wymiany osmotycznej przyczyniajac sie tym samym do wyeliminowania nadmiaru płynów.
 Maseczka zamknięta jest w dużym opakowaniu 120g. Ma bardzo ładny zapach, dużo dziewczyn narzekało na niego, mi się jednak podoba nie drażni nosa. Konsystencja jest żelowa, dobrze się rozprowadza, nie spływa i jest łatwa do zmycia. Ja nakładam ją pędzelkiem i odczekuje około 20 minut, czasami zdarza się nawet dłużej. Zależnie od stanu cery i jej kondycji maska czasami wchłania się w skórę prawie w całości pozostawiając po sobie tylko delikatny film. Skóra po niej jest gładka i bardzo dobrze nawilżona. Jednak co do działania oczyszczającego tej maski to jest raczej kiepskie. Nie odczułam szczególnego oczyszczenia, w tej roli sprawdza się kiepsko.
Maska ta jest bardzo wydajna, a jej cena niska bo kosztuje tylko 10 złotych. Co prawda oczyszczanie jest na niskim poziomie, jednak co do nawilżenia spisuje się na 5! U mnie sprawdziła się bardzo dobrze i mogę ją Wam polecić. Jedyne do czego mogę się przyczepić i czepiać się będę to, to że Bingo nie jest dostępne stacjonarnie. 
A jakie są Wasze ulubione maski? Co polecacie?

wtorek, 10 września 2013

Peeling solny z Green Pharmacy, który próbował mnie udusić

Dziś kolejna recenzja, kolejny peeling i kolejny produkt z Green Pharmacy. Z dużą ciekawością testuje nowości tej firmy, mam do nich sentyment przez mój ulubiony szampon. Marka ta przez swoje opakowania kojarzy mi się z marką apteczną i zielarską. W moje ręce trafił peeling solny rumianek i imbir.
Naturalne kryształki soli. Oczyszczanie, pielęgnacja, orzeźwienie, aromat, relaks dla ciała i zmysłów. Delikatne  złuszczanie naskórka, poprawa mikrokrążenia. Gładka i miękka skóra.  Ekstrakt z rumianku łagodzi, pobudza regenerację. Ekstrakt z imbiru poprawia ukrwienie, chroni młodość skóry. 
Peeling w słoiczku zabezpieczony sreberkiem, z którego z łatwością wydobędziemy cały peeling. Funkcjonalne i ładne opakowanie, tak jak lubię. Jest dość duży ma 300 ml. Konsystencja jest gęsta, nie spływa. Jednak zatopione w niej kryształki soli są bardzo malutkie. Zapach jest specyficzny, dla mnie duszący. Dla zapachu jestem na duże nie! Co do działania mam do niego bardzo mieszane uczucia, rzadko sięgałam po niego ze względu na zapach, który mnie nie zachęca. Właściwości ścierające jak określa producent są delikatne, przyjemnie się nim masuje ciało. Skóra po nim jest przyjemna w dotyku, jednak nie jest to peeling dla fanek mocnego ścierania.
Plusem jest brak parabenów, silikonów, SLES, SLS w składzie. Nie zostawia na skórze tłustej, lepkiej warstwy. Jednak jest słabo wydajny. Nie jest to zły produkt, jednak ja do niego nie wrócę. Dla mnie nie ten zapach i nie to działanie, więcej po niego nie sięgnę. Fankom delikatnych peelingów może się spodobać.
A Wy co o nim sądzicie? Jakie peelingi lubicie? A jakie zapachy są dla Was nie do zniesienia?

sobota, 7 września 2013

Vichy bardzo nieidealnie...

Z firmą Vichy nie miałam za wiele wspólnego, do tej pory miałam tylko 3 kosmetyki tej marki, łącznie z tym kremem. Gościł u mnie Normaderm żel do mycia twarzy i Vichy Normaderm Hyaluspot na niedoskonałości, oba kosmetyki sprawdziły się u mnie bardzo dobrze, więc sięgając po ten krem miałam co do niego duże nadzieje.
Idealna skóra przestała być marzeniem!
Dzięki poprawie zdrowia skóry, spełnia się marzenie o idealnej cerze.
W wyniku ogólnoświatowego badania obejmującego kobiety w wieku 20-60 lat, z czterech grup etnicznych, Vichy Laboratories stworzyło pielęgnację nadającą skórze idealny wygląd - Idealia może odmienić Twoją skórę natychmiast.
Działanie:
- widocznie wygładzone pierwsze zmarszczki,
- miękka, gładka i jędrna skóra,
- cera wygląda świeżo,
- skóra promienieje zdrowym blaskiem,
- cera ma jednolity, równomierny koloryt, zmiany naczyniowe i pigmentacyjne są mniej widoczne,
- zmniejszona widoczność porów .
Zacznijmy od plusów tego kremu, ma śliczny delikatny i bardzo przyjemny zapach. Krem mieści się w szklanym słoiczku 50 ml, łatwo się go wydobywa, a dodatkowo słoiczek jest bardzo elegancki! Konsystencja jest różowa, łatwo się rozprowadza, szybko wchłania. Nadaje się pod makijaż. Jest bardzo wydajny i nie zapycha.
Kiedy w moje ręce trafił ten krem wiązałam z nim duże nadzieje. Po pierwsze firma znana jest z bardzo dobrych kosmetyków, po drugie obietnice producenta...no bajka. Najbardziej oczekiwałam tego ujednoliconego koloru, którego oczywiście się nie doczekałam. Minusem pierwszym jest skład tego "cuda", już na drugim miejscu w składzie Glycerin. Nawilżał dobrze, tego nie mogę mu zarzucić, jednak żadna z kolejnych obietnic u mnie się nie sprawdziła. Co prawda zmarszczek jeszcze nie posiadam więc nie miał z czym walczyć, ale nie zmniejszył porów, nie ujednolicił cery, ani jej nie ujędrnił. Krem nie byłby aż tak kiepski gdyby nie jego kosmiczna cena 100 złotych! Dla mnie taka kwota to majątek i wolę wydać na kosmetyki z niższej półki jednak lepsze gatunkowo!
A Wy co o nim sądzicie? Jakie kremy polecacie do cery mieszanej, co jest Waszym hitem?

wtorek, 3 września 2013

Matowy eliskir z Wibo

Dziś coś o ustach i na pewno wszystkim znany Elisir od Wibo. Pisałam Wam już o jednym z nich w kolorze nude tutaj, dziś czas na kolejny kolor. Wibo ma w swojej ofercie (chyba) 9 kolorów, rozpoczynając od nude, kończąc na wyraźnych i mocnych odcieniach. Tym razem wybrałam róż, trochę ciemniejszy niż moje usta.
Pomadka:
- nie wysusza ust i dodatkowo sprawia, że stają się aksamitnie miękkie,
- trwalsza niż błyszczyk,
- najmodniejsze odcienie sezonu.
Nabłyszczająca formuła pomadki zapewnia ustom nawilżenie nadając im soczysty kolor. W kolekcji znajduje się 8 modnych i klasycznych odcieni – wystarczy wybrać jeden z nich dla siebie i czarować pięknym uśmiechem. W palecie kolorów znajdą się odcienie różu, brązu i czerwieni. Lekka konsystencja pozwala na łatwe rozprowadzenie się koloru tworząc ochronną powłokę na ustach by prezentowały się nie tylko pięknie ale i zdrowo.

W przypadku Eliksirów można stopniować ich intensywność, jednak dają raczej delikatny efekt taki jak lubię. Na zdjęciu po prawej jest ten sam Eliksir, ale w wersji mat. W rzeczywistości wygląda na bardziej intensywny, ale za nic nie chce współpracować z aparatem i uchwycić realnego koloru. Nie podkreśla suchych skórek, a daje efekt nawilżenia. Jest to ładny delikatny róż, idealny na co dzień. Minusami może być jej miękka konsystencja która przy wyższych temperaturach może się rozpływać i opakowanie które lubi się samo otworzyć w torebce.
A jak z tego samego Eliksira zrobić wersję matową? Nic trudnego! Wystarczy zwykły płatek kosmetyczny i matujący puder, ja mam akurat ryżowy puder z Marizy. Wystarczy pomalować usta pomadką, następnie nałożyć trochę pudru na płatek i wklepać w usta. Efekt matu pojawia się od razu. Plusem jest, że wersja błyszcząca utrzymuje się bardzo krótko, a matowa na ustach wytrzymuje nawet do 4 godzin. Ja teraz praktycznie się z nią nie rozstaje i najczęściej wybieram wersję matu na ustach! Kolejnym plusem jest niska cena mniej niż 10 złotych.
A Wy lubicie Eliksiry Wibo? Jaką wersję wybieracie na usta mat czy błysk?

niedziela, 1 września 2013

Przeciw niewygodnym butom i obtarciom...jest już wybawienie!

Tak jestem butoholiczką! I dobrze mi z tym:) Ciągle do mojej już nie małej kolekcji przybywają nowe pary butów, ciągle podobają mi się kolejne i ciągle chce mieć ich więcej. Jednak związane z pięknymi butami, są też niestety mało przyjemne otarcia stóp. Niestety w moim przypadku 9/10 par mnie obcierają na początku, ale walczę z tym za pośrednictwem tych pomocników...
 Spray ten jest niewidoczny na stopach, jednak gdy dotkniemy stopy są pokryte jakby delikatną, jedwabną powłoczką. Ja psikam nim stopy, tam gdzie występuje obawa przed otarciami i czekam około minutki do wchłonięcia. Sprawdza się genialnie, użyłam go tuż przed weselem kiedy pierwszy raz założyłam nowe buty, rezultatem były nie obtarte stopy. Jakbym włożyła najwygodniejsze buty. Początkowo nie wierzyłam w moc tego wynalazku, ale sprawdza się genialnie. Problem może być tylko z wydajnością, ponieważ ja go sobie nie oszczędzam. Wart jest każdej złotówki!:) 
 O tym sztyfcie z Comped przeczytałam u Ani z bloga 45 stopni i od razu pomyślałam, że muszę go mieć. Przyznam, że ciężko było go dostać, zwiedziłam kilka aptek zanim go dostałam. Minusem jest wydajność, bo ubywa go bardzo szybko, jednak jest wart swojej ceny. W jego przypadku miejsca narażone na obtarcia trzeba posmarować, jednak trzeba zaczekać dłużej około 5 minut zanim założymy buty. Jak w przypadku poprzednika tworzy na skórze niewidzialną osłonkę. Ale spełnia swoje zadanie w 100% i zapobiega obtarciom.
 Na koniec żelowe poduszeczki, które dostępne są w różnych wariantach i można je kupić w zasadzie wszędzie. Jednak ja najlepiej lubię poduszeczki na pięty, które zastępują mało estetyczne plastry, które czasami trzeba było przyklejać aby buty mnie nie obtarły. Plusem tych poduszeczek jest to, że można ich kilkakrotnie wykorzystywać i są łatwe w utrzymaniu higieny.
 Ja na pewno nie zrezygnuję z żadnego z tych sposobów ochrony moich stóp. Jeśli miałabym wybrać swojego faworyta spośród tych 3 produktów, byłby to spray z Kiwi. A jak Wy walczycie z obcierającymi butami? Macie jakieś sposoby?