Obserwatorzy

sobota, 30 listopada 2013

Bubel jak się patrzy

Dziś chciałam Wam napisać parę słów o płatkach pod oczy z firmy Marion. Marion ostatnio ma coraz więcej ciekawych nowości, liczne maski w różnych wariantach zarówno działania jak i samej formy. Znalazłam drogerię w której jest bardzo dużo kosmetyków tej firmy, dużo więcej niż np w Naturze.
Płatki, które skutecznie spłycają drobne linie i zmarszczki, jednocześnie opóźniając proces powstawania nowych. Dzięki zastosowaniu hydrożelowej technologii, składniki aktywne dostarczane są bezpośrednio do najgłębszych warstw naskórka. Kolagen nadaje skórze odpowiednią jędrność, elastyczność i napięcie. Kwas hialuronowy posiada doskonałe właściwości przeciwzmarszczkowe, nawilżające i rewitalizujące. Ekstrakt z ogórka - odświeża, łagodzi, daje uczucie lekkiego chłodu oraz delikatnie rozjaśnia cerę.
 Płatki zamknięte są w zwykłym opakowaniu, jak maseczki. Przyklejone na plastikowy , przezroczysty kartonik. Płatki są dwustronne, jedna z stron płatka pokryta jest warstwą bawełnianą. Druga strona, wewnętrzna, ta którą przykładamy do skóry pod oczami pokryta jest przezroczystą warstwą żelu, który jest praktycznie nie wyczuwalny. Stroną z żelem przyklejamy na skórę, płatek w ogóle się nie ślizga, pozostaje w jednym miejscu. Nie musimy z nim leżeć, śmiało możemy coś robić i mamy pewność, że się nie odklei.
I w zasadzie już plusy się kończą. Płatki te trzymamy około 30 minut. Producent sugeruje, że po ściągnięciu może zostać żel, który mamy wmasować w skórę. Jednak w praktyce żaden żel nie zostaje, skóra nie jest nawilżona. Nie jest też przesuszona na szczęście. Nie chłodzi też, tak jak obiecuje producent. A dodatkowo są mało komfortowe, mi one po prostu przeszkadzały, źle się w nich czułam, żadnego relaksu się nie odczuwało. Kompletnie żadnego działania nie zauważyłam. Cena jest niska, kosztują około 4 złotych. Ja ich nie polecam i już do nich na pewno nie wrócę.
A Wy co o nich sądzicie? Jakie są Wasze sposoby na piękne spojrzenie?

wtorek, 19 listopada 2013

Orzechowo-kakaowy peeling do ciała

Dziś będzie kilka słów o peelingu do ciała z jeszcze mało znanej firmy w blogosferze jaką jest Palmers. Są to dermokosmetyki dostępne w aptekach, można je również spotkać w Hebe i SuperPharm jednak są tam tylko niektóre z nich. Palmers oferuje również linie dla kobiet w ciąży i małych dzieci. 
Odkryj młodszy wygląd swojej skóry z unikalna formułą na bazie masła
kakaowego wzbogaconą masłem shea, witaminą E oraz aktywnymi
składnikami złuszczającymi, zapewniającymi maksymalny efekt nawilżenia,
oczyszczenia, ujędrnienia i wygładzenia skóry.
Sposób użycia: Stosować peeling delikatnie wmasowując kolistymi
ruchami podczas kąpieli w ciepłej wodzie, w szczególności w okolicach
kolan, łokci, pięt. Następnie spłukać wodą.
 Ta seria określana jest jako gama profesjonalnych dermokosmetyków na bazie masła kakaowego wzbogacona witaminą E zawiera kosmetyki przeznaczona do pielęgnacji ciała, dłoni, skóry twarzy i ust. Ja wybrałam dla siebie peeling o nieziemskim zapachu...orzechów i kakao pachnie jak jakieś smakowite słodycze! Na jesienne wieczory jest niezastąpiony! Zapach utrzymuje się na skórze jeszcze przez jakiś czas, jednak szkoda że tak krótko bo tylko do 2 godzin.
Peeling zamknięty jest w słoiczku, jak dla mnie moje ulubione opakowanie. Łatwo wydostaniemy go do samego końca. Ma również dodatkowe przezroczyste wieczko, które zabezpiecza nasz peeling. Konsystencja jest bardzo zbita i gęsta, jednak w kontakcie ze skórą ładnie się rozprowadza. Ja nakładam go na suchą skórę ponieważ wtedy jego działanie ścierające się potęguję. Na mokrej skórze ślizga się i kiepsko działa. Jak wiecie lubię mocne peelingi, gdy go używałam po raz pierwszy pomyślałam, że jest kiepskim zdzierakiem. Jednak się myliłam ładnie złuszcza martwy naskórek i robi to delikatnie. Pozostawia skórę wygładzone, miękką i nawilżoną, a co najważniejsze nie posiada w swoim składzie parafiny.
Jak widać peeling ten ma w sobie dużo drobinek o różnej wielkości i ostrości. Jak już wspomniałam nie zawiera parafiny, jak jest w większość peelingów, choć skład i tak do najkrótszych nie należy. Na plus można jeszcze dodać, że peeling jest wydajny, natomiast minusem będzie dostępność i cena około 30 złotych. Jest to fajny peeling, dobrze złuszczający o cudnym zapachu...ale z wysoką ceną!
A Wy co sądzicie o produktach tej firmy? Jakie są wasze ulubione peelingi?

piątek, 15 listopada 2013

Moje najnowsze odkrycie kosmetyczne

Mi jesień już dała we znaki, leże w łóżku z anginą i nadrabiam zaległości. Zarówno w nauce jak i na innych blogach, z tym że na blogi zaglądam o wiele chętniej niż w książki. Jakieś dwa miesiące temu większość blogosfery rozpisywała się na temat nowej linii kosmetyków Loreal.
Oczyszczający Płyn Micelarny Ideal Soft to minimalistyczna, hipoalergiczna formuła, zawierająca delikatne aktywne substancje oczyszczające, które rozpuszczają zanieczyszczenia dla idealnego demakijażu, bez konieczności spłukiwania i pocierania, `Technologia łagodności` „łagodzi” suchą skórę, przywraca jej optymalny komfort i miękkość.
Płyn micelarny szybko usuwa makijaż, działając jak oczyszczający magnes na powierzchni skóry. Usuwa nadmiar sebum i zanieczyszczenia, nie roznosząc ich po twarzy. Skóra jest gładka, odświeżona i stonizowana.
Nie zawiera alkoholu. Bezzapachowy. Hipoalergiczny. Odpowiedni dla skóry wrażliwej
W skład tej nowej stosunkowo serii wchodzi tonik, mleczko i micel. Przyznam od razu, że gdy zobaczyłam te nowości na blogach jakoś mnie specjalnie na początku nie kusiły. Byłam bardzo zaskoczona, gdy spotkałam te nowości w drogerii i kosztowały około 15 zł, firmę tą kojarzyłam ze zdecydowanie wyższych cen. Na blogach ciągle pojawiały się kolejne recenzję i z tej całej trójki zainteresował mnie najbardziej micel.
I teraz zacznie się post pochwalny! Używam kosmetyków tylko niewodoodpornych z którymi micel ten radzi sobie świetnie, zmywa zarówno cienie jak i mocny eyeliner i co najważniejsze nie maże. Nie szczypie w oczy i jest bezzapachowy. Nawet jak płyn dostanie się do oka to nie ma tragedii, bo nie szczypie, nie powoduje zaczerwienienia. Jest tani, jak już wspomniałam, kosztuje około 15 złotych, a w promocji 10! Nie wysusza skóry i nie pozostawia nie przyjemnego ściągnięcia. Jest w poręcznej butki, przezroczystej, a do tego ładnie wyglądającej ale...ale jest tylko jedno ma za duży otwór i wylewa się z niego dużo za dużo, trzeba nauczyć się nim operować, przez co traci na wydajności. Moim zdaniem jest bardzo porównywalny do Biodermy, a do tego 4 krotnie tańszy. 
Ja znalazłam swój ideał, a Wy co o nim sądzicie? Jaki jest Wasz ulubieniec do demakijażu?

wtorek, 12 listopada 2013

Patent na oszczędzanie? Oko w mieście!

Dziś kilka słów na temat oszczędzania, co w moim przypadku jest dosłownie bajką. Tracę wszystko co mam w portfelu z prędkością światła i mówię otwarcie nie umiem oszczędzać. Zawsze wpadnie mi w oko coś co mi się spodoba i co muszę koniecznie mieć. Na szczęście mój K. jest dużo bardziej oszczędny dlatego się uzupełniamy:)
Na spotkaniu krakowskich blogerek, była obecna pani Kasia z firmy Baylla, bardzo miła, otwarta osoba która od razu złapała z nami dobry kontakt. Zaproponowała nam kartę której zadaniem jest połączenie firm i konsumentów bez zobowiązań. OKO W MIEŚCIE o którym możecie poczytać też tutaj jest karta która ma służyć korzystaniu z rabatów w sklepach, restauracjach, stacjach paliw itd. 
Karta kosztuje 99 złoty i jest wydatkiem jednokrotnym, bez ponawiania jej co rok, kwartał itp. Kupujemy i korzystamy bez ograniczeń czasowych. Pani Kasia opowiadała nam, że trwają rozmowy z różnymi firmami które mają dołączyć do tego programu. Najprościej ujmując firma się reklamuje za rabat dla klientów karty. Sam pomysł moim zdaniem jest strzałem w 10! Na razie baza firm jest dość skromna, ale wizja wszystkich rabatów na jednej karcie z której będziemy mogli korzystać w wielu punktach jest bardzo obiecująca. Mam nadzieję że z czasem coraz więcej firm wejdzie do współpracy, a karta stanie się powszechna.
A Wy co myślicie o takiej karcie? Jaki jest Wasz sposób na oszczędzanie?

piątek, 8 listopada 2013

Maseczka drożdzowa antybakteryjna

Ostatnio bardzo polubiłam się z maseczkami i bardzo często wieczorami sobie nakładam jakąś maseczkę. W ostatnim poście zakupowym pokazywałam Wam współpracę z Sorayą. I od razu postanowiłam się zabrać za maseczkę. Często mam problemy z nieproszonymi "gośćmi" na mojej skórze, szczególnie w okolicach miesiączki, moja cera jest w stanie opłakanym.
Maseczka drożdżowa błyskawicznie oczyszcza skórę oraz zmniejsza problemy cery trądzikowej i tłustej. Wzbogacona o Hydrolizat z drożdży, hamujący czynności gruczołów i ograniczający tworzenie zaskórników, działa oczyszczająco i ściągająco. Cynk, wyciąg z trawy cytrynowej oraz Acnacidol wykazują działanie silnie antybakteryjnie, walczą z bakteriami odpowiedzialnymi za pojawianie się wyprysków i stanów zapalnych.
- odblokowuje i zwęża rozszerzone pory,
- działa antybakteryjnie, przez co ogranicza powstawanie wyprysków,
- reguluje pracę gruczołów łojowych, zapobiegając świeceniu się skóry,
- łagodzi podrażnienia oraz stany zapalne,
- wygładza nierówności skóry,
- przywraca skórze świeży, zdrowy wygląd.
 Maseczka podzielona jest na dwie saszetki. Jedna saszetka spokojnie wystarczy nam na dwa razy, jednak ja jak już Wam wspominałam nie lubię dzielić takich saszetkowych maseczek, bo zawsze później zapominam. Więc jedną saszetkę nakładam na raz. Obawiałam się jej zapachu, bo dziewczyny pisały, że brzydko pachnie i ciężko znieść ten zapach. To prawda zapach nie należy do przyjemnych, ale da się wytrzymać. Nałożona na twarz nie drażni nosa. Ma konsystencję gęstego kremu, dobrze się nakłada. Trzymam ją około 15 do 20 minut. 
Maseczka wchłania się w skórę, pozostawiając tłusty film który bardzo ciężko się zmywa. Najlepiej jest ją nałożyć po porządnym peelingu wtedy wiadomo jej działanie się potęguje. Maseczka wysusza wszystkie krostki itp niespodzianki, zwęża pory. Ogranicza pojawianie się nowych niespodzianek. A dodatkowo przy mojej mieszanej skórze, reguluje wydzielanie się sebum i ją matowi. Jedynym minusem jak już wspomniałam jest zmywanie jej, co idzie bardzo opornie. Maseczka jest tania, kosztuje około 3 złotych, jednak ciężko ją znaleźć. Nie widziałam jej ani w Rossmanie, ani w Naturze. Ja znalazłam ją w małej drogerii. Ja bardzo ją polecam!
A jak Wy walczycie z niedoskonałościami?

poniedziałek, 4 listopada 2013

Świetny mat, dużo kolorów i niska cena...MySecret

Dziś post który miał się pojawić już kilka razy, ale zawsze coś stawało na drodze. Zainspirowana ostatnimi dniami promocji na te cienie w Naturze, dziś napiszę Wam o nich kilka słów. Od razu przepraszam za kiepskie zdjęcia ale nie mam aparatu pod ręką żeby zrobić nowe fotki, więc musi zostać tak jak jest.
Matowe cienie do powiek to eleganckie i szlachetne wykończenie makijażu oczu. Mat doda głębi Twojemu spojrzeniu, a różnorodność odcieni pozwala bawić się kolorem. Intensywne, dobrze napigmentowane. Seria 'My Secret' dla Drogerii Natura jest produkowana przez firmę Pierre Renee.
505 to jasny beż 502 to chłodny róż 512 brzoskwinka, bardzo ją lubię! 519 to taki ciemny beż z domieszką szarości.
Jeden wyjątek to 103 perłowy 516 to klasyczna czerń, może tutaj nie widać ale jest świetnie napigmentowana 509 granat 508 szarość
Cienie te są świetnie napigmntowane, oczywiście są mocne i słabsze kolory. Czerń śmiało można porównać do tej z paletek sleeka, natomiast szarość jest kiepska, ja dla uzyskania ciemniejszego koloru mieszam ją z czernią. Kolorów jest aż 20, zaczynając od bieli, przez zielenie, róże i fiolety, aż do czerni. Bardzo dobrze się rozprowadzają, nie osypują. Są wydajne! Opakowanie również zaliczam na plus, są proste, funkcjonalne i wytrzymałe (nie raz zaliczyły upadek i nic się nie uszkodziło). Na bazie utrzymują się cały dzień, jednak bez bazy spokojnie do 5 godzin te jaśniejsze kolory, natomiast te ciemne dużo dłużej. I oczywiście jak to cienie, są wydajne. Standardowa cena 7.99, a w promocji 4.99zł. Ja na pewno w dalszym ciągu będę kupować kolejne kolory, a Wam polecam!
A Wy co o nich myślicie? Jakie cienie polecacie?