Obserwatorzy

wtorek, 31 grudnia 2013

Mega dno

Na koniec roku opróżniam torbę z denkiem i muszę przyznać, że sporo tego się uzbierało. Choć od ostatniego denka minęły dwa miesiące. Więc bez zbędnej gadaniny przechodzimy do konkretów:)
Standardowo już w każdym denku jest szampon przeciwłupieżowy Green Pharamcy na moje włosy działa rewelacyjnie, pożegnałam się z łupieżem. Trochę plączę włosy, jednak dla mnie to nie problem zawsze używam maski lub odżywki.
Szampon dla dzieci babydream u mnie się nie sprawdził kompletnie, ja myłam nim pędzle.
Regenerująca maska do włosów Henna Wax miałam co do niej dość wysokie oczekiwania, jednak okazała się po prostu zwykła. Zapach nie powalał, wydajność też kiepska. Spodziewałam się po niej więcej.
Maski z BingoSpa ciężko zdobyć stacjonarnie, po długim czasie jednak mi się udało maska do włosów masło shea i pięć alg bardzo wydajna, tania, dobrze odżywia i nawilża włosy. Na pewno do niej wrócę, gdy tylko ją spotkam.
Garnier goodbye damage odżywka o tej serii było w blogosferze dość głośno. Co prawda nie działa na włosy tak jak obiecuje jej producent, jednak radzi sobie bardzo dobrze.
Garnier ultra doux do włosów przesuszonych u mnie wszystkie te odżywki Garniera sprawdzają się równie dobrze. Mogłabym się przyczepić do wydajności, ale cena w promocji wynagradza.
I na koniec w części włosowej Termo ochrona od Marion całkiem nie źle się spisała, ale zdążyła mi się już znudzić.
Olejek do kąpieli i pod prysznic z Green Pharmacy to już moje kolejne opakowanie, jest to po prostu taki umilacz do kąpieli.
Żel pod prysznic Sensual z Joanny jest bardzo wydajny, tani, ma bardzo ładny zapach. Nie wysusza, a nawet delikatnie nawilża.
BeBeauty żel z serii Spa to mój pierwszy i na pewno nie ostatni żel z tej serii. Cudowny zapach, bardzo orzeźwiający i przenoszący nas w egzotyczne klimaty. Do tego całkiem nie źle peelinguje, a dodatkowo jest wydajny.
Pomarańczowy olejek pod prysznic Isana pachnie obłędnie! Nawilża całkiem nie źle.
So Preety z Soraya czekoladowy żel pod prysznic, w zasadzie czekoladowe żele są dla mnie zbyt słodkie, aż mdłe. A ten mnie zaskoczył, pachniał bardzo ładnie, zapach utrzymywał się na skórze. Na pewno wrócę do żeli z tej serii.
Balsam ujędrniający z żurawiną Barwa w jego właściwości nawilżające są całkiem nie złe, jednak tych ujędrniających nie ma wcale. Dobrze nawilżają i są wydajne.
Eveline luksusowy balsam odżywczo-regenerujący bardzo lubię balsamy Eveline, są bardzo poręczne dzięki pompce.
Peeling cukrowy do stóp Paloma o ile z tego peelingu do rąk byłam bardzo zadowolona, tak ten okazał się być bardzo kiepski.
Peeling do ciała Palmers pachniał obłędnie, dobrze zdzierał, jednak cena jest dość wysoka jak na peeling.
Żel do mycia twarzy Biały Jeleń dobrze zmywał makijaż, radził sobie z tym świetnie, był bardzo wydajny jednak jest ale... pomimo że jest hipoalergiczny to skład jest bardzo kiepski
Na temat toniku bezalkoholowego Melisa nie będę mówić dużo, bo wszystko powiedziałam już. To moje x opakowanie jest na prawdę świetny i polecam Wszystkim.
Płyn micelarny Loreal to mój hit tego roku, moim zdaniem działanie ma takie samo jak Bioderma, a jest aż czterokrotnie tańszy. Kosztuje w promocji około 10 złotych, to mój ulubieniec.
Nivea 2w1 mleczko i tonik i tu potwierdza się reguła, ja mleczek nie lubię i na pewno już do nich więcej nie wrócę. Dla mnie ten kosmetyk okazał się bardzo kiepski.
Już nie raz Wam pisałam że u mnie pianki do golenia idą jak woda i to przez to że nie potrafię ich używać oszczędnie, czy w normalnej ilości. Zawsze nakładam za dużo Isana brzoskwiniowa pianka bardzo ją lubię, zawsze kupuje, gdy jest w promocji, jednak moim zdaniem kiepsko wydajna. Venus pianka z melonem tu już z wydajnością jest lepiej, ale o ile dobrze pamiętam jest nie wiele droższa, również lubię do niej wracać.
Jeśli chodzi o antyperspirant to u mnie wygrywa Garnier mineral świetnie chroni, jest wydajny i nie zostawia na ubraniach plam.
Bloker z Ziaji i tu jest mi ciężko się określić, w denku wylądował ze względu na kończącą się datę ważności, nie potrafię się określić w jego przypadku ani na tak, ani na nie.
Moje ulubione mydełko z Isany z hibiskusem pachnie obłędnie, nie wysusza dłoni, a zapach dość długo się utrzymuje. O tym kremie do rąk z Verony pisałam Wam już jest on dość kiepski, niczym się nie wyróżnia.
Zmywacz Isana zielony osławiony w blogosferze, zawsze wybieram jego. Świetnie zmywa zarówno brokaty.
Revlon colorstay podkład który gości u mnie ciągle, sprawdza się genialnie na większe wyjścia, bardzo dobrze się trzyma i świetnie kryje. A dodatkowo ma ogromną gamę kolorystyczną, można się przyczepić do braku pompki.
Pomadko brzozowa Sylveco ziołowy zapach który może przeszkadzać, skład naturalny. Bardzo dobrze pielęgnuje usta, ja na pewno do niej wrócę.
Tusze do rzęs Wibo odkrywam ciągle, ten zielony był moim pierwszym ich tuszem i zachwycił mnie jak na tusz za 10 złoty sprawdza się bardzo dobrze, jednak trochę się osypuje.
Puder ryżowy Mariza bardzo wydajny, świetnie matuje na długo, efekt matu utrzymuje się do kilku godzin.
Patyczki z Cleanic sprawdzają się zarówno do poprawek makijażu jak i lakieru do paznokci. Są stosunkowo nie drogie, zawsze do nich wracam.
I to już koniec, jak widać ostatni czas upłynął mi również pod znakiem maseczek. A u Was jak ostatnie denko? Miałyście któryś z tych kosmetyków, co o nich myślicie?

niedziela, 22 grudnia 2013

Hialuronowy mikrozastrzyk

Dziś jeden z kosmetyków marki Soraya, które otrzymałam w ramach współpracy. Przyznam, że wcześniej jakoś nie miałam styczności, ani też na innych blogach nie widziałam tego typu serum z osławionym już hialuronem. Teraz już wiem, że nie tylko Soraya, ale też inne firmy wprowadziły tego typu kosmetyki na rynek.
Koncentrat kwasu hialuronowego  to wyjątkowe serum dla kobiet, które od kosmetyku oczekują natychmiastowego efektu "lepszej skóry". Koncentrat intensywnie nawilża naskórek, otacza go przyjemnym, wilgotnym kompresem i zapewnia natychmiastowe wygładzenie jego powierzchni. Pojawia się odczucie niezwykłego komfortu, a skóra staje się jedwabista w dotyku i  ładnie napięta. Regularnie stosowany redukuje zmarszczki.
Rezultaty stosowania: Spektakularne wygładzenie naskórka, intensywne nawilżenie, natychmiastowy efekt jedwabistej cery, poprawa napięcia skóry, natychmiastowa poprawa komfortu cery.
Serum to nadaje się bardzo dobrze pod makijaż, można go stosować zarówno rano jak i wieczorem. Zamknięte jest w małej tubce o pojemności 30 ml, bardzo łatwo się go aplikuje. Ma konsystencję rzadkiego, przezroczystego żelu. Zapach jest w zasadzie dla mnie niewyczuwalny. Wchłania się błyskawicznie, od razu można nałożyć na twarzy krem, czy makijaż, z którym nic złego się nie dzieje, nie roluje się.
Tak jak już wspomniałam, serum wchłania się błyskawicznie. Lekko napina skórę, ale uczucie napięcia mija szybko. Co do wydajności to moim zdaniem jest ona kiepska, aby pokryć całą twarz tym serum potrzebujemy sporą ilość serum. Skóra w dotyku staje się nie jedwabista jak obiecuje producent, ale moim zdaniem nie przyjemna, taka szorstka. Na pewno serum nawilża i w tej kwestii spisuje się dobrze
Przyznam szczerze, że po tym serum spodziewałam się więcej, niż samego nawilżenia. I pomimo plusów jakim jest ekspresowe wchłanianie i dobre nawilżenie, to jednak więcej po niego nie sięgnę.
A Wy co o nim sądzicie? Używacie jakiegoś serum? Jeśli tak, to jakiego?

sobota, 14 grudnia 2013

Ulubieńcy ostatnich tygodni

Dziś obiecywani już ulubieńcy ostatnich tygodni. Szczerze mówiąc ciężko było mi wybrać tą  9 kosmetyków, jednak już wiem że zapomniałam dodać tutaj piankę z Green Pharmacy do higieny intymnej, z której ostatnio jestem bardzo zadowolona, ale o tym napiszę w innym poście. Dzisiaj będzie trochę zarówno kolorówki jak i pielęgnacji.
Większość z tych kosmetyków, już gościła na moim blogu, kilka z nich wylądowało już w denku i jestem pewna, że do nich wrócę. Zacznijmy od kolorówki:)
Zacznę od podkładu Ingrid jedwabisty fluid nr 29 porcelanowy kiedyś przeczytałam o nim dobrą opinie, ale nie mogłam go znaleźć, gdy wpadł mi w ręce od razu go kupiłam. Jestem z niego bardzo zadowolona, jest jasny, kryje przyzwoicie i nie robi efektu maski. Jedynym zastrzeżeń może być to, że skóra po nim lekko się świeci, ale wystarczy puder matujący i wszystko wraca do normy.
Pisałam Wam już tutaj, że bardzo lubię matowe cienie. MySecret mat o numerze 505 to mój codzienny przyjaciel. Idealny na całą powiekę. Dobrze się rozprowadza, nie osypuje, bez bazy trzyma się kilka godzin, z bazą cały dzień.
Puder ryżowy Mariza recenzja, z bólem wyrzuciłam go już do denka. Dopasowuje się do koloru skóry, efekt matu utrzymuje się cały dzień, bardzo wydajny! Ja matowiłam nim również pomadki możecie zobaczyć to tutaj i w tej roli też sprawdził się świetnie.
Piasek z serii Wibo glamour nr 4 gości teraz ciągle na moich paznokciach. Utrzymuje się około 3 dni, nie ma większych kłopotów ze zmyciem, wystarcza 2 warstwy.
Otulające masło do ciała Pat&Rub karmel, cytryna, wanilia co prawda zapach nie odpowiada mi w 100% , prym tu wiedzie cytryna, to właściwości nawilżające są bardzo dobre. Masełko jest też bardzo wydajne.
Oczyszczający płyn micelarny Loreal recenzja to mój zdecydowany hit i odkrycie ostatnich czasów. Świetnie radzi sobie z makijażem, nie podrażnia, moim zdaniem lepszy niż Bioderma.
Peeling do rąk 8w1 Eveline sama na pewno bym się na niego nie zdecydowała, omijam wanilie w kosmetykach. Bardzo pozytywnie jestem nim zaskoczona, ładnie pachnie, jest delikatny ale daje sobie radę z usuwaniem martwego naskórka. To taki umilacz w pielęgnacji.
I już ostatni dwaj ulubieńcy maseczka oczyszczająca Efektima recenzja skóra po niej jest świetnie oczyszczona, zmatowiona i bardzo przyjemna w dotyku. Jest to moja najlepsza maseczka oczyszczającą jaką do tej pory miałam.
Pomadka brzozowa z betuliną Sylveco recenzja bardzo dobrze nawilża i odżywia usta, ja stosowałam ją w trakcie kataru i smarowałam okolice nosa i w takiej formie też sprawdzała się bardzo dobrze. Ciężko jest niestety z jej dostępnością stacjonarnie, ale mam nadzieję że nie długo znajdę, bo sięgam już dna.
Znacie któryś z tych kosmetyków? Co Was zachwyciło w ostatnim miesiącu?

wtorek, 10 grudnia 2013

Malinowe usta

Dziś mieli być ulubieńcy, jednak okażą się z opóźnieniem. A dziś coś co jest moim ulubieńcem już od dawna i praktycznie się nie rozstajemy , zawsze noszę go w torbie. Co prawda w lecie zapomniałam sobie o tych masełkach, na rzecz pomadek tak teraz wracam z przyjemnością do niego. Już kiedyś wspominałam Wam o jednym z nic klik, a mianowicie o wersji karmelowej i już wtedy pisałam, że mam ochotę na maliny.
Zapewnia codzienną pielęgnację i ochronę przed pękaniem wrażliwej skóry ust. Jego natłuszczająca konsystencja zapewnia ochronę przed słońcem, mrozem i wiatrem.
Nawilżająca formuła z Hydra IQ zawierająca masło shea i olejek z migdałów zapewnia intensywne nawilżenie i długotrwałą pielęgnację.
Dostępne cztery wersje zapachowe (masła mają identyczny skład, różnią się tylko aromatem):
- malina,
- wanilia i makadamia,
- karmel,
- Original (wersja bezzapachowa).
Mnie od początku kusiły tylko dwie wersje karmel i maliny. Na pozostałe dwie nie mam ochoty i próbować nie będę. Co prawda era tych masełek już ucichła i na blogach pojawiają się bardzo rzadko, swój rozkwit przeżywały poprzedniej jesieni. Ja wtedy miałam tylko karmelowe. Opakowanie jak widać od noszenia w torbie jest już poobdzierane i mało estetyczne. Jednak samą jego formę lubię, choć czasami są problemy z otwieraniem, tak już z wydostaniem go nie będzie żadnych.
Zapach jest śliczny, żadnej chemii, malinowa mamba! Niejednokrotnie gdy się nim posmaruje koleżanka pyta, co jesz? masz mambę?:) Z aplikacją nie ma problemów. Dobrze nawilża, nie mam problemów z suchymi skórkami. Na ustach utrzymuje się standardowo około 2 maksymalnie 3 godzin. Łatwo się rozprowadza na ustach. Nadaje ustom delikatny, różowy kolor jest bardzo wydajne.
Z tego co czytałam to opinie są bardzo podzielone na temat tych masełek. W porównaniu do masełek do ust z Bielendy to właściwie tego porównania nie ma, tamto nie pielęgnuje, a jedynie nabłyszcza usta. Wiadomo, że opakowanie będzie miało sporo przeciwniczek. Jednak ja bardzo lubię to masełko i z chęcią po niego sięgam!
A Wy jak pielęgnujecie usta zimą?

piątek, 6 grudnia 2013

Błotny peeling do twarzy

Po mikołajkowym wpisie zrobiło się tutaj cichutko, więc pod koniec tygodnia wracam do Was z recenzją peelingu. Pewnie wiele z Was już go widziało na innych blogach. Tym razem będzie to peeling do twarzy z BingoSpa.
Mocny peeling błotny BingoSpa z kwasem glikolowym i mlekowym oraz kwasami owocowymi AHA usuwa z twarzy martwy naskórek. Zawiera 10% naturalnego błota z Morza Martwego, 5% mielonych pestek z owoców, kwas glikolowy, kwas mlekowy i pięćdziesięcioprocentowe kwasy owocowe. Złuszczając skórę za pomocą mocnego peelingu BingoSpa, intensywnie się ją oczyszcza i pomaga w szybszej regeneracji. W przypadku cery tłustej i mieszanej błoto z Morza Martwego oczyszcza zatkane pory skóry  oraz powoduje istotne  zwężenie porów skóry, zmniejszając wydzielanie sebum.
Pisałam już Wam kiedyś o peelingu do twarzy z Bingo klik. Ten peeling jest zamknięty w wygodnym słoiczku 100 gramowym, łatwo go wydobyć tyle ile nam potrzeba. Peeling nie zabezpieczony jest żadnym sreberkiem. Zapach jest mało przyjemny. Wyczuwa się w nim po prostu błotko, jednak jest nie wyczuwalny po nałożeniu na twarz, tylko w opakowaniu. Peeling ma bardzo gęstą, kremową konsystencję. Zatopione jest w nim mnóstwo małych drobinek.
W kontakcie z wodą, te drobinki nie rozpuszczają się. Jak same wiecie lubię mocne, mechaniczne peelingi. Na początku pomyślałam sobie, że bardzo kiepsko zdziera, jednak się myliłam. Faktycznie peeling w kontakcie ze skórą jest delikatny, nie podrażnia, jednak fantastycznie zdziera martwy naskórek. Skóra jest oczyszczona i bardzo miękka i przyjemna w dotyku. Łatwo się zmywa
Ja się polubiłam z tym peelingiem i z przyjemnością go używam.
A Wy co o nim myślicie? Jaki jest Wasz obecny peeling do twarzy?

niedziela, 1 grudnia 2013

Drogi Święty Mikołaju...

...choć już nie jestem małą dziewczynką, to gdy byłam mała co roku pisałam takie listy do Mikołaja, zawsze wkładałam go między kasety video obok telewizora i z niecierpliwością wstawałam rano czy Mikołaj już był i zabrał list. Do listu zawsze dołączałam rysunki. A dziś postanowiłam wrócić wspomnieniami do tego momentu i znów stworzyć coś w stylu takiego listu. To taka moja chciejlista, do której zbierałam się już długo. A oto co chciałabym mieć

1. Trylogia Beaty Pawlikowskiej bardzo lubię czytać i pochłaniam dużą ilość książek. Jednak z reguły wypożyczam je w bibliotece. O tych książkach przeczytałam już wiele dobrego i zapragnęłam je mieć.
2. Samochodzik to moje marzenie od dawna, byle miał cztery kółka i jeździł i choć wiem, że póki co się nie zanosi żebym go miała, to i tak dalej będę sobie o nim marzyć:)
3. Duża czarna torba.
4. Nowy portfel, koniecznie beżowe, bądź pastelowy. Mój jest już strasznie stary i zdezelowany. Ten akurat pochodzi z Mohito.
5. Jajeczko do makijażu. Nie marzy mi się oryginalny BeautyBlender, jednak chciałabym poznać czy jest naprawdę tak genialne jak zachwyca się nim wiele dziewczyn i jak się nim maluje.
6. Drukarka... niestety nie posiadam tego sprzętu i bardzo żałuję, drażni mnie już bieganie z pendrivem po mieście w poszukiwaniu miejsca gdzie można coś wydrukować.
7. Mp4 dużo czasu spędzam w autobusie. Godzinę na uczelnię i z powrotem do domu, byłoby milej słuchać muzyki, niż innych pasażerów. Nieraz zdarzają się prawdziwi filozofowie.
8. Tangle Teezer o niej słyszały już chyba wszystkie dziewczyny, przed jej zakupem powstrzymuje mnie cena, jest bardzo wysoka ale jej działanie jest chyba warte grzechu.
9. Wszyscy już mają kominki na woski i moda na nie chyba powoli przemija, jednak ja jeszcze nie poznałam magii wosków.
10. Jet Femme z Avon z tą perfumą mam bardzo miłe wspomnienia. Bardzo chciałabym do niej wrócić, ale niestety nie znalazłam jej w ogóle na allegro.
11. Puzzle:) już baaaardzo dawno nie układałam puzzli, na zimowe wieczory chętnie bym do nich wróciła.
12. Hakuro H24 pędzel do różu/bronzera, póki co mam tylko jeden pędzel Hakuro do podkładu i spisuje się świetnie.
13. Ciągle brakuje mi bransoletek, tak w zasadzie to ich nie mam. Ta jest akurat z Mohito, to serduszko i łańcuszek wyglądają świetnie.
 Mam nadzieję, że za rok wrócę do tej listy i odhaczę to co udało mi się zdobyć.
A Wam jakie prezenty marzą się od Mikołaja? Jeśli robiłyście takie posty na swoich blogach, koniecznie zostawcie linki!:)

sobota, 30 listopada 2013

Bubel jak się patrzy

Dziś chciałam Wam napisać parę słów o płatkach pod oczy z firmy Marion. Marion ostatnio ma coraz więcej ciekawych nowości, liczne maski w różnych wariantach zarówno działania jak i samej formy. Znalazłam drogerię w której jest bardzo dużo kosmetyków tej firmy, dużo więcej niż np w Naturze.
Płatki, które skutecznie spłycają drobne linie i zmarszczki, jednocześnie opóźniając proces powstawania nowych. Dzięki zastosowaniu hydrożelowej technologii, składniki aktywne dostarczane są bezpośrednio do najgłębszych warstw naskórka. Kolagen nadaje skórze odpowiednią jędrność, elastyczność i napięcie. Kwas hialuronowy posiada doskonałe właściwości przeciwzmarszczkowe, nawilżające i rewitalizujące. Ekstrakt z ogórka - odświeża, łagodzi, daje uczucie lekkiego chłodu oraz delikatnie rozjaśnia cerę.
 Płatki zamknięte są w zwykłym opakowaniu, jak maseczki. Przyklejone na plastikowy , przezroczysty kartonik. Płatki są dwustronne, jedna z stron płatka pokryta jest warstwą bawełnianą. Druga strona, wewnętrzna, ta którą przykładamy do skóry pod oczami pokryta jest przezroczystą warstwą żelu, który jest praktycznie nie wyczuwalny. Stroną z żelem przyklejamy na skórę, płatek w ogóle się nie ślizga, pozostaje w jednym miejscu. Nie musimy z nim leżeć, śmiało możemy coś robić i mamy pewność, że się nie odklei.
I w zasadzie już plusy się kończą. Płatki te trzymamy około 30 minut. Producent sugeruje, że po ściągnięciu może zostać żel, który mamy wmasować w skórę. Jednak w praktyce żaden żel nie zostaje, skóra nie jest nawilżona. Nie jest też przesuszona na szczęście. Nie chłodzi też, tak jak obiecuje producent. A dodatkowo są mało komfortowe, mi one po prostu przeszkadzały, źle się w nich czułam, żadnego relaksu się nie odczuwało. Kompletnie żadnego działania nie zauważyłam. Cena jest niska, kosztują około 4 złotych. Ja ich nie polecam i już do nich na pewno nie wrócę.
A Wy co o nich sądzicie? Jakie są Wasze sposoby na piękne spojrzenie?

wtorek, 19 listopada 2013

Orzechowo-kakaowy peeling do ciała

Dziś będzie kilka słów o peelingu do ciała z jeszcze mało znanej firmy w blogosferze jaką jest Palmers. Są to dermokosmetyki dostępne w aptekach, można je również spotkać w Hebe i SuperPharm jednak są tam tylko niektóre z nich. Palmers oferuje również linie dla kobiet w ciąży i małych dzieci. 
Odkryj młodszy wygląd swojej skóry z unikalna formułą na bazie masła
kakaowego wzbogaconą masłem shea, witaminą E oraz aktywnymi
składnikami złuszczającymi, zapewniającymi maksymalny efekt nawilżenia,
oczyszczenia, ujędrnienia i wygładzenia skóry.
Sposób użycia: Stosować peeling delikatnie wmasowując kolistymi
ruchami podczas kąpieli w ciepłej wodzie, w szczególności w okolicach
kolan, łokci, pięt. Następnie spłukać wodą.
 Ta seria określana jest jako gama profesjonalnych dermokosmetyków na bazie masła kakaowego wzbogacona witaminą E zawiera kosmetyki przeznaczona do pielęgnacji ciała, dłoni, skóry twarzy i ust. Ja wybrałam dla siebie peeling o nieziemskim zapachu...orzechów i kakao pachnie jak jakieś smakowite słodycze! Na jesienne wieczory jest niezastąpiony! Zapach utrzymuje się na skórze jeszcze przez jakiś czas, jednak szkoda że tak krótko bo tylko do 2 godzin.
Peeling zamknięty jest w słoiczku, jak dla mnie moje ulubione opakowanie. Łatwo wydostaniemy go do samego końca. Ma również dodatkowe przezroczyste wieczko, które zabezpiecza nasz peeling. Konsystencja jest bardzo zbita i gęsta, jednak w kontakcie ze skórą ładnie się rozprowadza. Ja nakładam go na suchą skórę ponieważ wtedy jego działanie ścierające się potęguję. Na mokrej skórze ślizga się i kiepsko działa. Jak wiecie lubię mocne peelingi, gdy go używałam po raz pierwszy pomyślałam, że jest kiepskim zdzierakiem. Jednak się myliłam ładnie złuszcza martwy naskórek i robi to delikatnie. Pozostawia skórę wygładzone, miękką i nawilżoną, a co najważniejsze nie posiada w swoim składzie parafiny.
Jak widać peeling ten ma w sobie dużo drobinek o różnej wielkości i ostrości. Jak już wspomniałam nie zawiera parafiny, jak jest w większość peelingów, choć skład i tak do najkrótszych nie należy. Na plus można jeszcze dodać, że peeling jest wydajny, natomiast minusem będzie dostępność i cena około 30 złotych. Jest to fajny peeling, dobrze złuszczający o cudnym zapachu...ale z wysoką ceną!
A Wy co sądzicie o produktach tej firmy? Jakie są wasze ulubione peelingi?

piątek, 15 listopada 2013

Moje najnowsze odkrycie kosmetyczne

Mi jesień już dała we znaki, leże w łóżku z anginą i nadrabiam zaległości. Zarówno w nauce jak i na innych blogach, z tym że na blogi zaglądam o wiele chętniej niż w książki. Jakieś dwa miesiące temu większość blogosfery rozpisywała się na temat nowej linii kosmetyków Loreal.
Oczyszczający Płyn Micelarny Ideal Soft to minimalistyczna, hipoalergiczna formuła, zawierająca delikatne aktywne substancje oczyszczające, które rozpuszczają zanieczyszczenia dla idealnego demakijażu, bez konieczności spłukiwania i pocierania, `Technologia łagodności` „łagodzi” suchą skórę, przywraca jej optymalny komfort i miękkość.
Płyn micelarny szybko usuwa makijaż, działając jak oczyszczający magnes na powierzchni skóry. Usuwa nadmiar sebum i zanieczyszczenia, nie roznosząc ich po twarzy. Skóra jest gładka, odświeżona i stonizowana.
Nie zawiera alkoholu. Bezzapachowy. Hipoalergiczny. Odpowiedni dla skóry wrażliwej
W skład tej nowej stosunkowo serii wchodzi tonik, mleczko i micel. Przyznam od razu, że gdy zobaczyłam te nowości na blogach jakoś mnie specjalnie na początku nie kusiły. Byłam bardzo zaskoczona, gdy spotkałam te nowości w drogerii i kosztowały około 15 zł, firmę tą kojarzyłam ze zdecydowanie wyższych cen. Na blogach ciągle pojawiały się kolejne recenzję i z tej całej trójki zainteresował mnie najbardziej micel.
I teraz zacznie się post pochwalny! Używam kosmetyków tylko niewodoodpornych z którymi micel ten radzi sobie świetnie, zmywa zarówno cienie jak i mocny eyeliner i co najważniejsze nie maże. Nie szczypie w oczy i jest bezzapachowy. Nawet jak płyn dostanie się do oka to nie ma tragedii, bo nie szczypie, nie powoduje zaczerwienienia. Jest tani, jak już wspomniałam, kosztuje około 15 złotych, a w promocji 10! Nie wysusza skóry i nie pozostawia nie przyjemnego ściągnięcia. Jest w poręcznej butki, przezroczystej, a do tego ładnie wyglądającej ale...ale jest tylko jedno ma za duży otwór i wylewa się z niego dużo za dużo, trzeba nauczyć się nim operować, przez co traci na wydajności. Moim zdaniem jest bardzo porównywalny do Biodermy, a do tego 4 krotnie tańszy. 
Ja znalazłam swój ideał, a Wy co o nim sądzicie? Jaki jest Wasz ulubieniec do demakijażu?

wtorek, 12 listopada 2013

Patent na oszczędzanie? Oko w mieście!

Dziś kilka słów na temat oszczędzania, co w moim przypadku jest dosłownie bajką. Tracę wszystko co mam w portfelu z prędkością światła i mówię otwarcie nie umiem oszczędzać. Zawsze wpadnie mi w oko coś co mi się spodoba i co muszę koniecznie mieć. Na szczęście mój K. jest dużo bardziej oszczędny dlatego się uzupełniamy:)
Na spotkaniu krakowskich blogerek, była obecna pani Kasia z firmy Baylla, bardzo miła, otwarta osoba która od razu złapała z nami dobry kontakt. Zaproponowała nam kartę której zadaniem jest połączenie firm i konsumentów bez zobowiązań. OKO W MIEŚCIE o którym możecie poczytać też tutaj jest karta która ma służyć korzystaniu z rabatów w sklepach, restauracjach, stacjach paliw itd. 
Karta kosztuje 99 złoty i jest wydatkiem jednokrotnym, bez ponawiania jej co rok, kwartał itp. Kupujemy i korzystamy bez ograniczeń czasowych. Pani Kasia opowiadała nam, że trwają rozmowy z różnymi firmami które mają dołączyć do tego programu. Najprościej ujmując firma się reklamuje za rabat dla klientów karty. Sam pomysł moim zdaniem jest strzałem w 10! Na razie baza firm jest dość skromna, ale wizja wszystkich rabatów na jednej karcie z której będziemy mogli korzystać w wielu punktach jest bardzo obiecująca. Mam nadzieję że z czasem coraz więcej firm wejdzie do współpracy, a karta stanie się powszechna.
A Wy co myślicie o takiej karcie? Jaki jest Wasz sposób na oszczędzanie?

piątek, 8 listopada 2013

Maseczka drożdzowa antybakteryjna

Ostatnio bardzo polubiłam się z maseczkami i bardzo często wieczorami sobie nakładam jakąś maseczkę. W ostatnim poście zakupowym pokazywałam Wam współpracę z Sorayą. I od razu postanowiłam się zabrać za maseczkę. Często mam problemy z nieproszonymi "gośćmi" na mojej skórze, szczególnie w okolicach miesiączki, moja cera jest w stanie opłakanym.
Maseczka drożdżowa błyskawicznie oczyszcza skórę oraz zmniejsza problemy cery trądzikowej i tłustej. Wzbogacona o Hydrolizat z drożdży, hamujący czynności gruczołów i ograniczający tworzenie zaskórników, działa oczyszczająco i ściągająco. Cynk, wyciąg z trawy cytrynowej oraz Acnacidol wykazują działanie silnie antybakteryjnie, walczą z bakteriami odpowiedzialnymi za pojawianie się wyprysków i stanów zapalnych.
- odblokowuje i zwęża rozszerzone pory,
- działa antybakteryjnie, przez co ogranicza powstawanie wyprysków,
- reguluje pracę gruczołów łojowych, zapobiegając świeceniu się skóry,
- łagodzi podrażnienia oraz stany zapalne,
- wygładza nierówności skóry,
- przywraca skórze świeży, zdrowy wygląd.
 Maseczka podzielona jest na dwie saszetki. Jedna saszetka spokojnie wystarczy nam na dwa razy, jednak ja jak już Wam wspominałam nie lubię dzielić takich saszetkowych maseczek, bo zawsze później zapominam. Więc jedną saszetkę nakładam na raz. Obawiałam się jej zapachu, bo dziewczyny pisały, że brzydko pachnie i ciężko znieść ten zapach. To prawda zapach nie należy do przyjemnych, ale da się wytrzymać. Nałożona na twarz nie drażni nosa. Ma konsystencję gęstego kremu, dobrze się nakłada. Trzymam ją około 15 do 20 minut. 
Maseczka wchłania się w skórę, pozostawiając tłusty film który bardzo ciężko się zmywa. Najlepiej jest ją nałożyć po porządnym peelingu wtedy wiadomo jej działanie się potęguje. Maseczka wysusza wszystkie krostki itp niespodzianki, zwęża pory. Ogranicza pojawianie się nowych niespodzianek. A dodatkowo przy mojej mieszanej skórze, reguluje wydzielanie się sebum i ją matowi. Jedynym minusem jak już wspomniałam jest zmywanie jej, co idzie bardzo opornie. Maseczka jest tania, kosztuje około 3 złotych, jednak ciężko ją znaleźć. Nie widziałam jej ani w Rossmanie, ani w Naturze. Ja znalazłam ją w małej drogerii. Ja bardzo ją polecam!
A jak Wy walczycie z niedoskonałościami?

poniedziałek, 4 listopada 2013

Świetny mat, dużo kolorów i niska cena...MySecret

Dziś post który miał się pojawić już kilka razy, ale zawsze coś stawało na drodze. Zainspirowana ostatnimi dniami promocji na te cienie w Naturze, dziś napiszę Wam o nich kilka słów. Od razu przepraszam za kiepskie zdjęcia ale nie mam aparatu pod ręką żeby zrobić nowe fotki, więc musi zostać tak jak jest.
Matowe cienie do powiek to eleganckie i szlachetne wykończenie makijażu oczu. Mat doda głębi Twojemu spojrzeniu, a różnorodność odcieni pozwala bawić się kolorem. Intensywne, dobrze napigmentowane. Seria 'My Secret' dla Drogerii Natura jest produkowana przez firmę Pierre Renee.
505 to jasny beż 502 to chłodny róż 512 brzoskwinka, bardzo ją lubię! 519 to taki ciemny beż z domieszką szarości.
Jeden wyjątek to 103 perłowy 516 to klasyczna czerń, może tutaj nie widać ale jest świetnie napigmentowana 509 granat 508 szarość
Cienie te są świetnie napigmntowane, oczywiście są mocne i słabsze kolory. Czerń śmiało można porównać do tej z paletek sleeka, natomiast szarość jest kiepska, ja dla uzyskania ciemniejszego koloru mieszam ją z czernią. Kolorów jest aż 20, zaczynając od bieli, przez zielenie, róże i fiolety, aż do czerni. Bardzo dobrze się rozprowadzają, nie osypują. Są wydajne! Opakowanie również zaliczam na plus, są proste, funkcjonalne i wytrzymałe (nie raz zaliczyły upadek i nic się nie uszkodziło). Na bazie utrzymują się cały dzień, jednak bez bazy spokojnie do 5 godzin te jaśniejsze kolory, natomiast te ciemne dużo dłużej. I oczywiście jak to cienie, są wydajne. Standardowa cena 7.99, a w promocji 4.99zł. Ja na pewno w dalszym ciągu będę kupować kolejne kolory, a Wam polecam!
A Wy co o nich myślicie? Jakie cienie polecacie?

środa, 30 października 2013

Puder ryżowy - matujący

Dziś będzie kilka słów o Marize, już wspominałam Wam o jednej maseczce z tej firmy nawilżającej tutaj możecie o niej przeczytać. Dziś jednak coś bardziej z kolorówki, bo o pudrze ryżowym. Mariza jest niestety bardzo słabo dostępna, póki co. Ja jeszcze się nie spotkałam, żeby któraś z moich koleżanek była konsultantką, a w sumie szkoda, bo od czasu do czasu chętnie bym coś zamówiła i poznała lepiej Marizę.
Wyjątkowo lekki i ultra delikatny biały puder sypki tworzy niewidzialną warstwę, która skutecznie matuje skórę i utrwala wcześniej nałożony podkład, aby makijaż wyglądał świeżo przez cały dzień. Najlepszy efekt uzyskasz nakładając puder ryżowy za pomocą puszka. 
Ryż ma bardzo duże zdolności absorpcyjne, dzięki czemu skutecznie pochłania sebum i matuje skórę na wiele godzin. Mikroskopijne, lekko transparentne cząsteczki pudru nie posiadają właściwości kryjących, czyniąc produkt bardzo uniwersalnym. 
Puder ten jest zamknięty w dość kiepskim jakościowo pudełeczku. Napisy się ścierają, a dodatkowo nie nadaje się do noszenia w torebce. Podejrzewam, że przy pierwszym upadku opakowanie mogłoby pęknąć. Opakowanie mieści 5g pudru i był dołączony do niego puszek, ale ja go nie używałam, ponieważ wolę pędzel. Jest niesamowicie wydajny, używam go już kilka miesięcy, a zostało go jeszcze dużo.
 Puder jest świetnie zmielony, nie ma żadnych zbitych grudek. W pudełeczku puder jest biały, ale na twarzy staje się transparenty, dopasowuje się do koloru skóry i nie bieli. Bardzo dobrze utrwala makijaż i matuje. Moją mieszaną skórę matuje do 5-6 godzin bez żadnych poprawek. Zapach ma dziwny, nie wiem do czego go przyrównać, ale na szczęście po nałożeniu na twarz jest niewyczuwalny. Trzeba pamiętać że dziewczyny mające skórę suchą, muszą z nim uważać bo może ją dodatkowo wysuszyć. Ja go polecam, u mnie sprawdził się świetnie!
A Wy co polecacie z Marizy? Jakie pudry matujące lubicie?

niedziela, 27 października 2013

Było denko zrobiło się miejsce, więc czas na zakupy!

Tradycyjnie już po denku przyszedł czas na zakupy. Zdjęcia są trochę wymieszane, bo zazwyczaj robię zdjęcie od razu po zakupach i nowości idą już w użytkowanie. Są to w większości już kosmetyki które znam i lubię, a także znajdą się wśród nich dwie współprace.
Na stoisku Hean bywam raz na ruski rok, w moim mieście nie ma takich luksusów:) Będąc w Krakowie wybrałam się po Mineralny puder bambusowy ja mam akurat w kolorze 501 light beige, dużo dobrego o nim słyszałam i czytałam na blogach więc w końcu postanowiłam wypróbować. Akurat wtedy w promocji przy zakupie pudru za -50% był fixer spray profesjonalny produkt do utrwalania makijażu, o nim w zasadzie nie wiedziałam i nie słyszałam nic, ale skuszona promocją kupiłam. Pojawiło się już kilka opinii na jego temat i są one zachęcające.
A to zamówienie z allegro, do którego zbierałam się długo. Jakoś niespecjalnie lubię zamawiać z allegro, wolę pójść do drogerii kupić i już mieć. Jednak głównie dla podkładu skusiłam się na tą formę zakupów. Już po raz kolejny kupiłam piankę do higieny intymnej szałwia lekarska i lawenda lekarska, nie podrażnia, odświeża spełnia wszystkie obietnice, a dodatkowo kosztowała tylko 3.99zł. Zawsze przy zamówieniach staram się dorzucić do koszyka jakiś pędzel i tym razem padło na ten do różu. Matowe usta już jakiś czas temu były bardzo modne i nadal (chyba) tak jest, więc postanowiłam wypróbować Manhattan soft mat 31S w kolorze brzoskwiniowym. To właśnie tak jak już wspomniałam zrobiłam zamówienie dla podkładów, zachwalany jedwabisty fluid Ingrid porcelanowy 29 i mój totalny must have i ulubieniec podkład Revlon colorstaysand beige 180. A na końcu jest i coś dla mojego K. woda toaletowa Adidas deep energy bardzo ładny zapach i bardzo męski.
O kremie do twarzy i ciała z Babydream już Wam kiedyś pisałam i pojawił się też w ostatnim denku. Kosztuje około 5 złotych, ja używałam go zarówno do twarzy jak i do stóp, bo jest bardzo treściwy. same pochwały na blogach ostatnio były skierowane pod adresem płynu micelarnego z Loreal, więc kupiłam i ja. Też w ostatnim denku wspominałam Wam, że pianki do golenia idą u mnie jak woda, tym razem padło na piankę z Venus o zapachu melona. I kolejne już opakowanie serum modelującego do biustu z Eveline, ma piękny zapach i naprawdę ujędrnia, napina, działa tak jak obiecuje producent.
Już nie raz Wam pisałam, że bardzo lubię masełka z Nivea. Ostatnio na zakupach w rossmanie były w promocji masełka z Bielendy, ja wzięłam wiśniowe. I już dziś wiem że Nivea spisuje się lepiej. W nowej kolekcji Wibo są lakiery z efektem brokatowego piasku nr 3 i 4 bardzo je polubiłam moim faworytem jest ten z numerkiem 4.
I na koniec już współprace, pierwsza z firmą Soraya. Dostałam do przetestowania Maseczkę drożdżową silnie oczyszczającą i już mogę powiedzieć, że jest niezła. Hialuronowy mikrozastrzyk serum oraz tonik przeciwtrądzikowy antybakteryjny.
I już na sam koniec BingoSpa tym razem borowinowy żel pod prysznic, mocny peeling do twarzy i maska do twarzy ze 100% olejem winogronowym.
Ufff dotarliśmy do końca, trochę się tego uzbierało a jak u Was zakupy? Co kupiłyście, a może macie coś z moich nowości, co o nich sądzicie?